* Lemoniadowy Joe *


Lemoniadowy Joe, gdy do saloonu wkroczył,
wszystkie ciemne oprychy zmrużyły oczy,
tyle słońca przed sobą toczył.
Tyle słońca przed sobą toczył,
Lemoniadowy Joe, gdy do saloonu wkroczył.



I szczęścił mu się pokerek
i dziwki drżały na całym ciele,
gdyż przybył do saloonu w nocy,
a jak w dzień błyszczał każdy mebelek,
gdy Joe świetlistym parskał śmiechem
i ze śmiechu porykiwały ciemne oprychy echem.

Już piękna Mary tańczy na stole
i nad klawiaturą unosi się grajek.
Już saloon latarnią morską na prerii się staje...
Gdy nagle, jak to na westernach się utarło,
ktoś nie wytrzymał przy kartach,
wyjął kolta i wrzasnął na całe gardło:
Że to nie jego szczęście w kartach już mu się przejadło.
Że to nie jego szczęście w kartach już mu się przejadło.

Więc blade napięcie musiało się przelać
i wszyscy zaczęli na oślep strzelać.
I zeskoczyła ze stołu piękna Mary
i grajek cięższym dźwiękiem na klawiaturę opadł.
Miał fart Lemoniadowy Joe, że konia w porę dosiadł
i z wygraną zniknął w porannej mgle.
Bo za tę krwawą rozróbę, co z tego wynikła,
zastrzeliłby go jak psa, każdy kto by go dopadł.
I byłoby z Lemoniadowym Joe źle.
Gdyż taka jest życia praktyka, że zawsze koniec końcem,
winny jest ten, który do saloonu przychodzi ze słońcem.
Gdyż taka jest życia praktyka, że zawsze koniec końcem,
winny jest ten, który do saloonu przychodzi ze słońcem.